Aktualności
Tyran De Lattibeaudiere: Zawsze staram się mieć optymistyczne podejście
Zachęcamy do lektury rozmowy z Tyranem De Lattibeaudiere. W najbliższy weekend nasz skrzydłowy powróci z zespołem PGE Startu Lublin do Warszawy, gdzie występował w poprzednim sezonie w barwach tamtejszej Legii.
Za nami pierwsza kolejka rundy rewanżowej, a ty już cztery razy byłeś wybierany do drużyny kolejki. To dla ciebie indywidualny rekord czy tego typu sytuacje zdarzały się wcześniej?
Szczerze mówiąc, to nie jestem pewien. Generalnie nie przywiązuje dużej uwagi do takich rzeczy. W koszykówce najważniejsze są dla mnie zwycięstwa zespołu, w którym aktualnie gram. Oczywiście, to bardzo miłe i cieszę się, gdy jestem rozpoznawany i doceniany za wysiłek, który wkładam w dany mecz. Gram jednak w sporcie drużynowym, więc osobiste wyróżnienia nie mają większego znaczenia.
Powiedziałeś kiedyś, że od wielu lat zazwyczaj lepiej grasz na wyjazdach, aniżeli w meczach domowych. W tym sezonie znalazłeś się w najlepszej piątce kolejki po dwóch delegacjach i takiej samej liczbie spotkań w hali Globus. To rzeczywiście ma dla ciebie aż tak duże znaczenie, czy grasz na własnym parkiecie, czy obcym?
W przeszłości częściej notowałem dobre występy na wyjeździe. Z wieloma zawodnikami jest tak, że grają dobrze u siebie, ale w delegacji różnie z tym bywa. Szczególnie że w obcej hali zawsze musisz włożyć więcej sił w to, żeby zwyciężyć. Dlatego odkąd pamiętam, starałem się możliwie jak najlepiej przygotować do meczów "w gościach". Zdawałem sobie przy tym sprawę, że w moich zespołach przeważnie jest więcej graczy, którzy lepiej czują się w domu.
Nawiązując do przygotowań, to i tak nigdy ich nie zaniedbujesz...
Zgadza się. Oprócz tego, co dostaję od sztabu szkoleniowego na scoutingu, zawsze staram się obejrzeć dwa ostatnie mecze najbliższego przeciwnika w całości. Lubię przyjrzeć się szczegółowo rywalom, przeanalizować mocne i słabsze strony, indywidualności. Wszelkie informacje na temat sposobu gry, czy nawet poruszania się konkretnych koszykarzy dają cenne informacje, które mogą pomóc w wywalczeniu zwycięstwa. Wiem, jak kogoś powstrzymać, czy w pewien sposób przechytrzyć. To ma bardzo duże znaczenie zwłaszcza w meczach, w których wynik jest na styku.
W najbliższej kolejce zagrasz przeciwko swojej poprzedniej drużynie, Legii Warszawa. W teorii powinieneś dużo o niej wiedzieć, bo grałeś tam w rundzie rewanżowej zeszłego sezonu. Jednak w praktyce to już zupełnie inny zespół?
Zgadza się. Latem doszło do zmiany trenera oraz rewolucji kadrowej i w składzie pozostał tylko jeden zawodnik, z którym dzieliłem szatnię. Mimo wszystko, to nadal mocny zespół, o czym przekonaliśmy się w pierwszej rundzie. Przed nami fajne wyzwanie, którego nie mogę się doczekać.
Dobrze czułeś się w hali na warszawskim Bemowie, gdzie ponownie wystąpisz w niedzielę?
Tak. Miło wspominam ten okres, ale teraz liczy się tylko wygrana dla mojego obecnego klubu. Mamy obecnie niezły bilans, ale trzeba zrobić wszystko, żeby był jeszcze lepszy po najbliższym meczu.
Jak dotąd jesteś zadowolony z bieżącego sezonu?
Generalnie tak, choć mieliśmy wzloty i upadki. Na pewno stać nas na więcej, ponieważ w drużynie jest naprawdę dużo talentu. Pod kątem indywidualnym wydaje mi się, że zaadaptowałem się do ORLEN Basket Ligi. Czuje się w tych rozgrywkach coraz lepiej, ale z każdym kolejnym zwycięstwem moja pewność siebie rośnie. Na pewno w polskiej lidze jest wyrównany poziom i nie ma wielkich różnic pomiędzy poszczególnymi drużynami. Pokazują to wyniki, bo w tym sezonie nie raz się okazywało, że praktycznie każdy może pokonać każdego. To nie jest łatwa liga i podoba mi się rywalizacja w niej.
Postawiłeś sobie cele związane z trwającą kampanią?
Zdecydowanie wszyscy chcemy wejść do play-offów, więc osobiście również mam taki cel. A jak już się tam dostaniemy, to fajnie byłoby namieszać i zakończyć ligę na wysokim miejscu. Play-offy mają to do siebie, że są nieprzewidywalne i lubią niespodzianki. Mimo wszystko musimy pamiętać, że jeszcze się do tej najlepszej ósemki nie dostaliśmy i póki co, wszystko jest możliwe. Na razie jest dobrze, ale przed nami dwa trudne wyjazdowe mecze z sąsiadami w tabeli. Obie te drużyny pokonały nas w Lublinie, więc mamy rachunki do wyrównania. Zawsze preferuję podejście na zasadzie "krok po kroku" i skupianie się wyłącznie na najbliższym meczu. Musimy się dobrze przygotować i odpowiednio skupić.
Wybiegając trochę dalej w przyszłość, co twoim zdaniem możemy osiągnąć w nadchodzącym turnieju finałowym Pekao S.A. Pucharu Polski?
Jadąc na Puchar, musisz myśleć o wywalczeniu trofeum. Taki powinien cel, kiedy przystępujesz do tego rodzaju rywalizacji. Zdajemy sobie jednak sprawę, że w ćwierćfinale zagramy z przeciwnikiem, z którym w ciągu ostatnich miesięcy zanotowaliśmy dwie porażki w sparingach oraz jedną w lidze. To niewygodny przeciwnik, ale liczymy na rewanż. Nie zdobyłem do tej pory nigdy Pucharu w żadnym kraju, więc chętnie to zmienię.
Niedawno miałeś 34. urodziny, czyli w koszykówkę grasz połowę swojego życia. Biorąc pod uwagę kariery większości profesjonalnych zawodników, zacząłeś uprawiać tę dyscyplinę dosyć późno, bo dopiero w 17. roku życia. Co na to wpłynęło?
Koledzy mnie do tego namówili. Szybko zobaczyłem, że dobrze mi idzie, dlatego przy tym pozostałem. Wcześniej próbowałem swoich sił w piłce nożnej, w krykiecie i w siatkówce. Najlepiej jednak czułem się w koszykówce.
Jesteś zazwyczaj osobą, która widzi więcej pozytywów, niż negatywów, prawda?
Zgadza się, taką mam osobowość. Patrzenie na świat w negatywny sposób nigdy nie przynosi niczego dobrego. Dlatego zawsze staram się mieć optymistyczne podejście.
Na twojej twarzy bardzo często występuje uśmiech. Tak mają wszyscy Jamajczycy czy to cecha rodzinna albo indywidualna?
Mogę mówić tylko za siebie, ale wydaje mi się, że w Jamajce nie brakuje uśmiechniętych osób. Podobnie w mojej rodzinie. Mam cztery siostry i taką samą liczbę braci. Wszyscy staramy się podchodzić do życia z pozytywnym nastawieniem.
Ale tylko ty w rodzinie wybrałeś karierę sportowca?
Tak się złożyło. Oprócz mnie jeden z moich bratanków gra w piłkę nożną w jamajskim klubie. Reszta rodziny zajmuje się innymi rzeczami. Najważniejsze, żeby wszyscy byli szczęśliwi.